W
piątek 10-go sierpnia po południu wybraliśmy się w pielgrzymkę do Kalwarii
Pacławskiej i nie byłoby w tym nic ciekawego gdyby nie to, że… - ale o tym
później.
Postanowiliśmy
udać się w tym roku na Wielki Odpust Kalwaryjski. Wielu chętnych nie było, więc
ja Jacuś, Wiesio Matrejek i Krysia „Czoperka” postanowiliśmy dołączyć do
pielgrzymów z Woli Michowej. Ustaliliśmy, że do nich dołączymy w Myczkowie
k/Polańczyka gdzie pielgrzymi mają pierwszy nocleg. Kolega Jacek Hołub w tym
dniu przyjmował dyżur w GOPR-ze w Cisnej, to przy okazji podwiózł nas pod
schronisko dla pielgrzymów. Wielkie nasze było rozczarowanie, że nikogo tam nie
zastaliśmy? Jacek musiał jechać, zostaliśmy późnym wieczorem w Myczkowie sami.
Po analizie, „za i przeciw” doszliśmy do wniosku, że przecież nie jedyni
jesteśmy turyści, których biuro podróży pozostawiło na własną rękę. Organizator
„Kiju Trawel” musiał też chyba ogłosić upadłość, ponieważ kilka dni temu w
rozmowie telefonicznej zapewniał, że pielgrzymka odbędzie się. W każdym razie
staliśmy tam i rozważaliśmy różne warianty dalszej pielgrzymki. Najlepszym
rozwiązaniem było wezwać wóz techniczny, który zabrał nas wraz z plecakami do
Krościenka k/Ustrzyk Dln. Gdzie przenocowaliśmy jak przystało na pątników w
noclegowni o ciekawej nazwie „Pod Budą” ;-).
Rano
po skromnym śniadanku wyruszyliśmy przez górę Kiczera (610 m n.p.m.) do Liskowatego,
przez KPRD (lokalna nazwa) do Kwaszeniny stamtąd drogą pod ośrodek wypoczynkowy
Arłamów. Z Arłamowa szlakiem niebieskim przez Suchy Obycz (616 m n.p.m.) – najwyższe wzniesienie Pogórza Przemyskiego, nieistniejącą miejscowość
Paprotna obok Cmentarza Wojennego,
przez Pacław dotarliśmy około godziny 19,00 do Kalwarii Pacławskiej. Trasa ok. 30 km.
O tym jak w uczestniczyliśmy w obrzędach Wielkiego
Odpustu Kalwaryjskiego nie będę opisywał.
Na
wstępie pisałem, że zdarzyło się coś, co zasługuje na pochwalenie się.
Pogoda w tym roku na
Kalwarii była fatalna. Zimno i padało. W poniedziałek 13-go poszliśmy z
Kolegiatą Jarosław na Dróżki pogrzebu Matki Bożej. W Dróżkach uczestniczyło
kilka tysięcy pielgrzymów. W pewnym momencie na stromym zejściu było tak
ślisko, że ludzie zjeżdżali na tyłkach. Ratownicy Medyczni pomagali większości
zejść. Jedyni na taką ilość osób, myśmy byli wyposażeni w raki na buty, co
umożliwiało nam stabilnie poruszać się po stoku.
W to miejsce dotarła
również figura Matki Bożej. Asysta i niosący figurę nie byli sami w stanie po
tak błotnistym i śliskim stoku w swoich „meszcikach”, ślicznych pantofelkach znieść
posąg. Wraz z Ratownikami Medycznymi po ponad półgodzinnej, można powiedzieć
karkołomnej, eskapadzie przy naszej nie skromnej, lecz wielkiej pomocy udało
się znieść bez upadku figurę Matki Bożej. Następnie z Wiesiem pomagaliśmy w
dalszym ciągu sprowadzać pielgrzymów po tej ślizgawicy.
Tak
jak już pisałem nie będę opisywał naszego odpustu, ale na zakończenie muszę
zwrócić uwagę na jeden fakt.
Jedną
z najczęściej uczęszczających osób w pielgrzymkach do Kalwarii Pacławskiej jest
mama Jacka Hołuba, która w tym roku była po raz 66-sty (słownie: sześćdziesiąty
szósty). Jak mówi „… miałam jedynie przerwę do urodzenia do 10-go roku życia.”
tekst i zdjęcia: Jacuś Bis
NASZA TRASA