wtg

Weterani Turystyki Górskiej z Jarosławia
e-mail: wal@konto.pl

sobota, 15 grudnia 2007

A my do Betlejem.


Pod szopką w przysiółku Betlejem kilkadziesiąt osób. - Już są blisko - słychać szepty. 
Nagle niebo rozświelta raca. - Nadchodzą!
Od fragmentu Ewangelii o narodzeniu Chrystusa
rozpoczyna się Betlejemskie spotkanie. (fot. Fot. Roman Kijanka)

Jest piątek, zbliża się godz. 21.
W Betlejem coraz więcej ludzi. Kiedy raca gaśnie na niebie, na szczycie pagórka pojawiają się światła. Słychać kolędę. Już można rozpoznać nadchodzące postaci. Idze śmierć, biała z kosą na ramieniu. Obok diablątko. Józef z latarnią i trąbką zawieszoną na szyi pomaga Marii. Brną przez ugory, zaorane pola. Mają za sobą 15 kilometrów marszu.

Prowadzi ich przewodnik i ratownik GOPR-u, Jacek Hołub. W betlejemskiej podróży jest osłem. Niosą życzenia, opłatek i Betlejemskie Światło Pokoju, które odebrali kilka godzin wcześniej na jarosławskim Rynku. Ogień zapalony w Betlejem dotarł tu dzięki skautom i harcerzom. Przewodnicy niosą go do stojących na obrzeżach wsi domów, by zakończyć w Betlejem - przysiółku Rudołowic, wsi leżącej kilkanaście kilometrów od Jarosławia. Tak dzieje się od ośmiu lat.

Nie zapominają o nas

Członkowie Stowarzyszenia Pilotów i Przewodników Wycieczek z Jarosławia zwykle pieszą wędrówkę zaczynają w podjarosławskim Cieszacinie. Tam odwiedzają mieszkającą z dala od wsi rodzinę. Czeka na nich ognisko i pączki przygotowane przez gospodynię. Obok sosny i dębu zrośniętych razem, uważanych przez miejscowych za symbol miłości, co roku składają sobie
życzenia i dzielą się opłatkiem.
Ale tym razem było inaczej. Kolędnicy przyszli z ostatnim pożegnaniem. Dzień wcześniej zmarła żona właściciela. Pozostawili pogrzebową wiązankę. Podziękowanie za życzliwość i za pączki, które zawsze na nich czekały.
Z Cieszacina wędrownicy ruszają w kierunku Betlejem. Idą po bezdrożach. Widok biblijnych postaci przedzierających się przez pola budzi zdziwienie. W mroźnym nocnym powietrzu ich kolędy słychać daleko. Dla ludzi czekających pod szopką w Betlejem niosą świąteczne życzenia z opłatkiem, prezenty, zabawki i słodycze, a wśród nich świąteczne pierniki.
W Betlejem przy rozstawionych obok szopki stołach krząta się Maria Gilarska z Koła Gospodyń Wiejskich w Rudołowicach. W domu Huków kobiety przygotowują potrawy. By wszystko było ciepłe pilnuje mąż Reginy Huk.
- Przyszykowałyśmy kwasówkę z grzybami, kapuśniaki, są też kartoflaki i pierogi z kaszą gryczaną, jest bigos - wylicza pani Regina. - Nie zapominają o nas. To i my o nich pamiętamy. Przyjdą zmęczeni zmarznięci. Ciepła kwasówka ich rozgrzeje.

Ze śmiercią też można żyć w zgodzie.
(fot. Fot. Roman Kijanka)

Wigilia na mrozie

Co roku na betlejemskim spotkaniu jest cora więcej osób. Są mieszkańcy Betlejem, ludzie z Rudołowic i przyjezdni.
Spotkanie rozpoczyna odczytanie fragmentu Ewangelii o narodzeniu Chrystusa. W tym roku czyta ją ks. Arkadiusz, franciszkanin z Jarosławia. Potem najstarsze mieszkanki przysiółka odbierają światełko pokoju. W domach podjarosławskiego Betlejem zabłyśnie ogień zapalony miejscu narodzenia Jezusa. Przewodnicy składają życzenia i rozdają opłatki. Po chwili wszyscy życzą sobie nawzajem. Mikołaj rusza z prezentami, a świąteczne pierniki rozdaje Jacek Hołub, koordynator i pomysłodawca akcji. Pomimo mroźnej nocy przy szopce robi się ciepło.
Na stołach pojawiają się tradycyjne potrawy. Zaczyna się wieczerza wigilijna. Jedyna w swoim rodzaju. Przy szopce, na stojąco i w mrozie. Cztery pokolenia mieszkańców Betlejem kolęduje razem z przewodnikami, mieszkańcami Rudołowic i gośćmi. Przed północą spotkanie się kończy. Za rok
spotkają się ponownie. Bo ta Wigilia ma swój charakter. Na polu. Obok skromnej szopki. Jak dwa tysiące lat temu...

Jest i drugie Betlejem

Drugi przysiółek o tej nazwie leży obok Hawłowic w gminie Pruchnik. To również
miejsce na skraju wsi. Dzisiaj mieszka w nim jedna rodzina. Kilka lat temu zbudowano tam kamienną grotę. Przed świętami pojawiają się w niej postaci Józefa i Marii pochylone nad Jezusem. W Wigilię wieczorem zbierają się ludzie. Z betlejemskiej groty Ida na pasterkę.


Skąd pod Jarosławiem Betlejem?
W 1939 r. z Francji do Jodłówki koło Pruchnika wrócił ojciec Marii Huk, dziś 77 letniej mieszkanki przysiółka.
- Z trzema innymi gospodarzami postanowili zamieszkać bliżej Jarosławia - opowiada pani Maria. - Zdarzyła się okazja. Dziedzic z Rudołowic sprzedawał pole. Kupili działki, rozebrali domy w Jodłówce i postawili na rudołowickich polach. Najpierw stała szopa. Miejscowym parobkom skojarzyła się z Betlejem. Tak zostało.
Maria miała 9 lat, gdy rodzice opuścili Jodłówkę. Do czterech gospodarstw dołączyły jeszcze dwa. Dzisiaj w Betlejem jest sześć gospodarstw, mieszka trzydzieści klika osób.
- Wszędzie było daleko. Nawet po wodę musieliśmy chodzić do wioski. Nie było nawet malutkiego drzewka. Ciężko się żyło z dala od ludzi - wspomina Maria.
Dzisiaj Betlejem jest małą osadą. Dookoła domów rosną drzewa. Niektóre już bardzo stare. Mieszkańcy mają wodociąg, gaz, telefon, no i oczywiście prąd. Od kilku lat zagnieździł się u nich bocian.
- Całe lato nas pilnuje - mówi Maria Huk.
Na polnej drodze do Betlejem pojawił się tej jesieni równiutki asfalt. - Teraz można tu żyć. Jak najdłużej - mówią mieszkańcy.